Chcecie wiedzieć, co było napisane w liście od lorda Huntingtona...? Zapraszam do lektury "Woła mnie ciemność"!
"Co najmniej raz w
tygodniu dawaliśmy kameralne koncerty w domach najznamienitszych obywateli
miasta. Dwory i posiadłości najrozmaitszych lordów, najbardziej wpływowych
bankierów, kupców i polityków stały przed nami otworem. Gazety rozpisywały się
o naszym talencie, a terminarz lekcji – dawaliśmy bowiem również prawdziwe
lekcje muzyki – mieliśmy szczelnie zapełniony. Ani się obejrzeliśmy, a staliśmy
się rozpoznawalni i zaczęto pytać nas o możliwość zorganizowania koncertów dla
szerszej publiczności. Lothar puszczał wodze wyobraźni, fantazjując o koncercie
w Albert Hall, której budowa szybko postępowała. A tymczasem koncerty
plenerowe, mające rozpocząć się już wiosną…
Wiosna.
Nawet nie zauważyliśmy,
że śniegi zaczynały topnieć, a słońce wschodziło coraz wcześniej. Nagle nasze
uczennice zaczęły pojawiać się w progu bez mufek i futrzanych czap, aż pewnego
dnia zauroczona mną Lenora przyniosła na nasze spotkanie bukiecik
przebiśniegów. Patrzyłem na kwiaty jak rażony piorunem. Zdążyłem już na dobre
zapomnieć o Huntingtonie. Byliśmy niezależni, doskonale radziliśmy sobie bez
niego.
W miarę jak dni stawały
się cieplejsze, nam coraz bardziej drżały ręce przy odbiorze korespondencji.
Przerzucałem nerwowo zaproszenia, gratulacje, pisane szyfrem miłosne liściki i
w końcu nastał dzień, w którym ścisnąłem w trzęsącej się dłoni kopertę
podpisaną karminowym atramentem trzema tylko literami: E. F. H."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz